Dzisiaj pierwszy dzień mojej wielkiej przygody. Oczywiście jestem w Brazylii od godzin wieczornych w środę, ale do tej pory to była zwykła przygrywka. Musiałem się po prostu oswoić z myślą że nie licząc Tygrysa, będę przez dużą część czasu sam, zdany tylko na siebie. Nie znając języka i kultury tego kraju. Musiałem się ogarnąć i te dwa dni mi w tym pomogły. Ten czas minął. Dzisiaj wylądowałem w Rio de Janeiro.
Już sam lot nad tym miastem robi ogromne wrażenie. Położone nad oceanem, wśród gór - coś pięknego. Godzinę po wylądowaniu udało nam się zakwaterować i bez zbędnej zwłoki udaliśmy się w kierunku Głowy Cukru. Podróż na szczyt odbyliśmy za pomocą kolejki linowej, z przesiadką w połowie trasy. To ta kolejka na której rozgrywała się jedna z najbardziej charakterystycznych scen z serii filmów o agencie Jej Królewskiej Mości. Kurczę, bardzo bym chciał Wam opisać to jak z tej perspektywy wygląda Rio. Chciałbym ale po prostu nie potrafię bo nie znajduję odpowiednich słów.
Następnym przystankiem na mapie miasta było wzgórze Corcovado i pomnik Chrystusa Odkupiciela. Co mogę powiedzieć - nasz w Świebodzinie jest większy. Z koleji ten w Rio ma większą rozpiętość ramion. Czyli remis 1-1. No ale ten w Świebodzinie ma koronę - szach i mat Rio!!! A tak zupełnie poważnie - znowu brakuje mi słów. Jeśli ktoś mi powie że istnieje miasto piękniej położone niż Rio to na pewno nie uwierzę. Widok jest zachwycający i spektakularny. Na prawdę strasznie żałuję że jestem tak marnym fotografem bo chciałbym chociaż za pomocą zdjęć Wam to przedstawić. Te moje oddają w bardzo niewielkim stopniu prawdziwy obraz miasta. Musicie sobie wygooglować lepsze zdjęcia:) A najlepiej przyjechać tu sami.