Jacareí (czyt. Żakareii) czyli po naszemu Rzeka Krokodyli. To wlaśnie o Jacarei już król Jan VI mawiał...niewielele a właściwie to nic. To tutaj mieszka Paweł i to tutaj spędziłem ostatnie dwa dni. W tym czasie na prawdę nie działo się prawie nic. Prawie cały czwartek spędziłem na mieszkaniu nie wystawiając nosa na zewnątrz. Dlaczego?
Tak więc stwierdzam z całą stanowczością że nieznajomość języka którym się posługują mieszkańcy kraju który odwiedzamy to kalectwo. Brazylia uświadomiła mi to z całą stanowczością. Prawie nikt tutaj nie mówi po angielsku, nawet na lotnisku. Porozumiewać się muszę angielszczyzną której nikt nie rozumie w połączeniu z gestykulacją. Ale to wrażenia z pierwszych dwóch dni. I jednak pod okiem Pawła nauczyłem się podstawowych zwrotów: "poproszę jedno piwo, piękna", "poproszę sok pomarańczowy" A także potrafię się przywitać, pożegnać i podziękować. Ma się głowę do języków:)
Wieczorem z delegacji wrócił Paweł więc z tej okazji postanowiliśmy wspólnie zrobić trochę miejsca w jego lodówce tak aby mogło tam się zmieścić trochę jedzenia. Następnie Paweł zabrał mnie na zwiedzanie miasta. A że nie ma tu nic do zwiedzania to po prostu powłóczyliśmy się i zjedliśmy tradycyjna brazylijską przekąskę Coixinha (czyt. koszińia). Paweł postanowił też pokazać mi fawele w Jacarei. Miałem obawy ale usłyszałem "najwyżej przyśpieszymy". Na szczęście przeszliśmy tylko obrzeżami. Na koniec tylko w celach poznawczych udaliśmy się na Cachaça (czyt. kaszasa), czyli brazylijski trunek z trzciny cukrowej. Nie jest to nasza swojska wodeczka Ale daje radę.
Dzisiejszy dzień wyglądał podobnie. Rano daliśmy się na brazylijskie śniadanie (Coixinha i sok pomarańczowy) a następnie przespacerowałem się z Pawłem do jego obozu...to znaczy miejsca pracy. Wróciłem tam parę godzin później na obiad i zostałem prowadzony po browarze a na koniec rozegrałem mecz w piłkarzyki (10-9 dla mnie). Marcin - jeśli to czytasz to wiedz że nauczyłem się brazylijskich zagrań;)
Jutro z samego rana udajemy się do Rio. Podobno jest tam strasznie gorąco więc postanowiłem się ostrzyc. Jako że nie ufam brazylijskim fryzjerom, zdałem się na Pawła :) I jest super.
Ale już późno a z samego rana początek wyprawy do Rio więc do usłyszenia :)